Mikołajkowy dreszczowiec w Oświęcimiu!
  Added One month ago   Skomentuj
Borys Kymona fot. Michał Chwieduk / inf. prasowa PZHL
To był mecz przez duże M! Starcie pierwszej z drugą drużyną tabeli nie zawiodło swoim poziomem i od początku do samego końca trzymało w napięciu. W zdecydowanie lepszych nastrojach są oświęcimianie, którzy sprawili swoim kibicom prezent na Mikołajki pokonując odwiecznego rywala.

Spotkanie już od samego początku nabrało rumieńców i świetnie się oglądało. Pierwsze minuty należały do tyszan, którzy mieli inicjatywę, jednak nie udokumentowali tego bramką.  W 3. minucie z solową akcją ruszył Mateusz Gościński, jednak jego strzał z prawego bulika nie był na tyle dobry, żeby pokonać Linusa Lundina. Chwile później Joona Monto zwiedził z krążkiem prawie całą tercję rywali, jednak przez niecelne podanie nic z tego nie wynikło. Optyczna przewaga trójkolorowych trwała jakieś 6 minut, bowiem od tego momentu do głosu coraz wyraźniej zaczęli dochodzić zawodnicy biało-niebieskich. Unici nakręceni gorącą atmosferą na trybunach coraz śmielej poczynali sobie przed „świątynią” Tomasa Fucika. Sygnał do ataku dał Sam Marklund przedzierając się przez tyską defensywę, lecz "Fucias" nie dał się zaskoczyć. 

W 8. minucie na ławce kar zasiadł Matias Lehtonen, z czego Unici chcieli czym prędzej skorzystać. Pod tyską bramką co rusz się kotłowało. Bliski rozwiązania worka z bramkami był Krystian Dziubiński, lecz jego strzał z dobrej pozycji zatrzymał się na wysuniętym parkanie Tomasa Fucika, a wynik nie uległ zmianie. Do czasu. Tyszanie niezbyt długo nacieszyli się ponowną grą w piątkę, bowiem w mgnieniu oka kolejną karę złapał Mateusz Bryk. On w przeciwieństwie do Lehtonena wypoczynek miał trochę krótszy, bo na ławce spędził 71 z regulaminowych 120 sekund. Wtedy to Carl Ackered oddał soczysty strzał sprzed niebieskiej linii, a przed sama bramką w gąszczu kijów jego kierunek zmienił Hampus Olsson powodując istną eksplozję radości w hali przy Chemików. Spiker dzisiejszych zawodów nie zdążył nawet dokończyć wyczytywania nazwisk zawodników odpowiedzialnych za trafienie, a padło już kolejne. Kamil Sadłocha ruszył z kontrą 2 na 1 jadąc do pary z Krystianem Dziubińskim, ale cała akcje wykonał indywidualnie. Posłał uderzenie w dalszy róg bramki, podtrzymując stan ekstazy wśród swoich kibiców. 

Po tych dwóch szybkich ciosach tyszanie starali się jak najszybciej zdobyć trafienie kontaktowe. Już na początku okresu gry w przewadze Rasmus Heljanko mógł zdobyć bramkę. Fiński napastnik oddał błyskawiczny strzał po wygraniu bulika, jednak po jego uderzenie zadźwięczała jedynie poprzeczka bramki Linusa Lundina. Przez następne 2 minuty Lundin pokazał swój refleks w zbijaniu krążków odbijaczką. Najpierw Vatteri Kakkonen, a potem Bartosz Ciura próbowali z ostrego kąta wcisnąć gumę do siatki. Po końcowej syrenie zawodnicy mieli jeszcze między sobą pewne kwestie do wyjaśnienia, ale obyło się bez rozlewu krwi.

Druga tercja nie była aż tak intensywna jak pierwsze dwadzieścia minut, ale nie znaczy to, że poziom meczu spadł. Walka mimo to toczyła się na każdym metrze tafli. Tym razem stroną dominująca byli tyszanie, którzy od początku niczym wygłodniali drapieżnicy rzucili się na oświęcimian. Wyjątkowo aktywny w szeregach tyskiego zespołu był Mark Viitanen, który co rusz kąsał defensywę gości. Najpierw próbował z dystansu, sprawiając przy tym problemy Linusowi Lundinowi. W 27. minucie ponownie w roli głównej wystąpił Estończyk, tym razem nieznacznie chybił po indywidualnej akcji. Aktywny był również Alan Łyszczarczyk, który groźnie uderzał z dystansu sprawiając sporo kłopotów Lundinowi. Z tyskiego ostrzału wyrwał się z gumą Kacper Prokopiak, lecz jego kontra skrzydłem zakończyła się interwencją Tomasa Fucika. Obywaj golkiperzy prezentowali się dziś świetnie, ale czego innego można oczekiwać od dwóch najlepszych bramkarzy w lidze.

Tyszanie cisnęli i cisnęli, aż wreszcie przyniosło to efekt. W 32. minucie Mark Viitanen podał na bulik do Dominika Pasia, ten odegrał koledze, który bez namysłu uderzył samo okienko uciszając na chwilę rozśpiewane trybuny Hali Lodowej. Około 2 minuty po stracie bramki Adrian Prusak i Krystian Dziubiński wyprowadzili dwójkowa kontrę, jednak kapitan Unitów nie zdołał pokonać reprezentacyjnego kolegi. Nie minęło nawet kilka sekund, a z solową akcją po drugiej stronie tafli ruszył  Alan Łyszczarczyk także przegrywając pojedynek z golkiperem. Gdy czas na zegarze zbliżał się do 37. minuty, ku przerażeniu fanów Unii trójkolorowi wyrównali. Filip Komorski strzelił z ostrego kata spod samej bandy dość szybko doprowadzając do remisu. Linus Lundin miał utrudnione zadanie przy interwencji ze względu na fakt, ze był zasłaniany przez zawodników pod bramką. Do końca tercji ciągle akcja toczyła się w tercji gospodarzy, ale kolejne bramki już nie padły.

Trzecia tercja rozpoczęła się od szybkich akcji i wielu fizycznych starć. Pomimo tego przez dłuższy czas akcji bramkowych było jak na lekarstwo. W 47. minucie na początku przewagi po wykluczeniu Daniela Olssona Trkulji Rasmus Heljanko miał szansę dać prowadzenie swojemu zespołowi. Powstrzymał go przed tym Miłosz Noworyta swoją ofiarną interwencją. Sam zainteresowany chwile później również trafił do boksu kar. Zawodnicy grali czterech na czterech i już po dziewięciu sekundach takiego stanu padła bramka. Henry Karjalainen wygrał wznowienie, odegrał do Andreasa Soderberga, a ten oddał strzał tak mocny, że mało co nie przedziurawił siatki w bramce Tomasa Fucika. Chwile później tyszanie ponownie starali się doprowadzić do wyrównania. 

Najpierw Matias Lehtonen świetnie rozprowadził krążek w tercji rywali, natomiast później podał do Joony Monto, który jednak był blokowany i nie mógł oddać precyzyjnego uderzenia. Chwilę później Mark Viitanen chciał pokusić się o drugą bramkę, jednak tym razem jego strzał zatrzymał się na poprzeczce. Upragnione wyrównujące trafienie padło na niecałe 3 minuty przed końcem trzeciej tercji. Krystian Dziubiński zanotował katastrofalną stratę w swojej tercji, z czego skorzystał Lehtonen, który przejął gumę, podał na środek do Bartłomieja Jeziorskiego, a ten będąc niekryty uderzył w samo okienko. Ta bramka zadecydowała o tym, że będzie czekać nas dogrywka.

Dodatkowy czas gry rozpoczął się od dobrej próby Joony Monto w 30 sekundzie gry. Jego uderzenie z bliska przeleciało obok słupka. W momencie gdy rozpoczęła się 63. minuta meczu, Erik Ahopelto wysunął krążek do Kamila Sadłochy, a ten strzałem z nadgarstka pokonał Tomasa Fucika kończąc tym samym dzisiejszą „Świętą Wojnę”.

Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Tychy 4:3d. (2:0, 0:2, 1:1, d.1:0) 

1:0 Hampus Olsson – Carl Ackered (12:17, w przewadze)
2:0 Kamil Sadłocha – Jere Vertanen (12:42)
2:1 Mark Viitanen – Dominik Paś – Valtteri Kakkonen (31:52)
2:2 Filip Komorski – Alan Łyszczarczyk – Valtteri Kakkonen (36:58)
3:2 Andreas Soderberg – Henry Karjalainen (46:47, 4/4)
3:3 Bartłomiej Jeziorski – Matias Lehtonen (57:11)
4:3 Kamil Sadłocha – Erik Ahopelto (62:03)

Sędziowali: Krzysztof Kozłowski i Tomas Cabak (główni) – Michał Gerne i Michał Żak (liniowi)
Minuty karne: 4-8
Strzały celne: 20-38
Widzów: 3000

Re-Plast Unia Oświęcim: Lundin – Soderberg, Ackered (2); H. Olsson, D. Olsson Trkulja (2), Marklund – Noworyta, Vertanen; Ahopelto, Heikkinen, Karjalainen – Prokopiak, Djukov; Sadłocha, Liljewall, Holm – Kusak, Lukawski; Prusak, Galant, Dziubiński
Trener: Nik Zupancić

GKS Tychy:  Fucik – Kaskinen, Bizacki; Lehtonen (2), Monto, Jeziorski – Viinikainen, Kakkonen; Łyszczarczyk, Komorski, Heljanko (4) – Ciura, Pociecha; Viitanen, Turkin, Paś  – Bryk (2), Kucharski; Krzyżek, Ubowski, Gościński
Trener: Pekka Tirkkonen

© 2025 PlanetOfHockey.com

O nas  |  Redakcja  |  Kontakt
Powered by