Walentynkowy spacerek
  Added 4 weeks ago   Skomentuj
Borys Kymona fot. Karolina Sommer | Planet of Hockey
O takich spotkaniach mówi się mecz bez historii. Przebieg całej potyczki ukształtowała pierwsza tercja, w której padło aż 6 bramek. Spotkanie to można określić jako przedsmak play-offów, bowiem wszystko wskazuje na to, że to będzie pierwsza para ćwierćfinału.
Spotkanie rozpoczęło się od bramki tyszan już w 3. minucie. Fakt strzelenia bramki był oczywisty, ciężej jednak było wskazać jej strzelca. A wszystko przez to, że krążek po strzale Valtteriego Kakkonena odbił się od spojenia, lub od górnej siatki i wyleciał w pole, gdzie dla pewności dobił go Mateusz Ubowski. Po kilkuminutowej analizie wideo w rytm motywu z kultowego serialu „Z Archiwum X” arbitrzy uznali, że bramka padła już przy pierwszym uderzeniu.

Nie minęło wiele czasu, bo zaledwie 80 sekund, a tablica świetlna już pokazywała wynik 2:0. Za niebezpieczną grę wysokim kijem wykluczony został Filip Hruzek, a to tylko napędziło tyską maszynę. Filip Świderski z “czystym kontem” w osłabieniu wytrzymał zaledwie 26 sekund, tylko tyle wystarczyło do zmiany rezultatu. Koronkowo między bulikami krążek wymienili Rasmus Heljanko i Bartłomiej Jeziorski, a dzieła zniszczenia dokonał Joona Monto przekierowując “gumę” z metra do pustej siatki. 

Trójkolorowym było najwidoczniej zbyt mało, bo nie ustawali w atakach. Zachowali tradycje zdobywania goli co drugą minutę i lada moment Bartosz Ciura, potężnym uderzeniem zza bulika, podniósł wynik. Kolejne niecałe 2 minuty i kolejny gol, trzeba przyznać, że gospodarze byli w tej tercji bardzo konsekwentni. Tym razem bramkę zdobył Mark Viitanen, a krążek po jego strzale odbił się jeszcze od słupka. W tym momencie tyszanie nieco spuścili z tempa, a przyjezdni coraz odważniej szukali swoich szans. 

W międzyczasie kolejną karę złapali sanoczanie, a konkretniej Herman Bryzgalov. Tym razem Filip Świderski dłużej bronił dostępu do swojej świątyni, jednak po 73 sekundach skapitulował po raz piąty. Dominik Paś uderzył ze skrzydła w samo okienko, a zasłaniany golkiper nie miał nic do powiedzenia. Białoruski napastnik starał się odpokutował za swoją karę samotnie ruszając na bramkę bezrobotnego do tej pory Kamila Lewartowskiego. Był blisko honorowego trafienia, jednak wykonał o zwód za dużo i uderzał niecelnie i wywołując jęk zawodu w sanockim obozie, a zarazem salwę braw na trybunach.

Akcja ta zemściła się na gościach, ponieważ po wyprowadzonej w mgnieniu oka kontrze padł gol numer sześć. Jere-Matias Alanen po krótkim zamieszaniu pod sanocką bramką pokonał Świderskiego strzałem między nogami.


Obraz gry w drugiej tercji niewiele się zmienił. Nadal to tyszanie byli stroną dominującą, choć już nie byli tak łasi na kolejne trafienie jak w poprzedniej osłonie. Dodatkowo, po kiepskich 20 minutach jak Feniks z popiołów odrodził się Filip Świderski, raz po raz skutecznie utrudniając życie tyskim napastnikom. 

Ta było, chociażby w 27. minucie, gdy leżąc obronił dwa groźne uderzenia Bartosza Ciury i Daniły Larionovsa. Gospodarze również sami sobie nie pomagali wielokrotnie pudłując w, wydawało by się, wymarzonych sytuacjach.  Taki stan rzeczy utrzymywał się dosyć długo, bo broniącego jak w transie Świderskiego pokonał dopiero Rasmus Heljanko w 34. minucie strzałem pod poprzeczkę spomiędzy bulików. 

3 minuty później po raz kolejny otworzyły się drzwi boksu kar zespołu gości. Tym razem w jego gościnnych progach znalazł się Konrad Filipek. Tyscy zawodnicy oparli się zasadzie: „do trzech razy sztuka” ponowni e strzelając w przewadze. Tym razem w dalszy róg sanockiej bramki przymierzył Alan Łyszczarczyk, ustalając wynik do przerwy.

Ostatnie dwadzieścia minut, co by nie mówić, ubiegło w tempie sparingowym. Na lodzie niby coś się działo, jednak wyglądało to, jakby obydwie drużyny czekały już na końcową syrenę. W tej odsłonie padło tylko jedno trafienie, dokładnie w 52. minucie otrzymał podanie pod bramkę od Alana Łyszczarczyka i dość szczęśliwym uderzeniem zaliczył swoje drugie trafienie w dzisiejszym spotkaniu. 

Chwile później dwucyfrówke mógł ustrzelić Olaf Bizacki, lecz skończyło się jedynie na głośnym dźwięku oznajmiającym trafienie w słupek. Trójkolorowi próbowali jeszcze, lecz szanse Filipa Komorskiego „z zakrystii” czy Bartłomieja Jeziorskiego z nadgarstka spełzły na niczym. W końcówce okazji do honorowego trafienia szukali sanoczanie, jednak ze strzałami Mikhailo Kovalczuka jak i Jakuba Bukowskiego poradził sobie Kamil Lewartowski.

GKS Tychy – Texom STS Sanok 9:0 (6:0, 2:0, 1:0)
1:0 Valtteri Kakkonen (02:48)
2:0 Joona Monto – Bartłomiej Jeziorski – Rasmus Heljanko (04:08, w przewadze)
3:0 Bartosz Ciura – Filip Komorski – Alan Łyszczarczyk (06:52)
4:0 Mark Viitanen – Bartłomiej Pociecha – Bartosz Ciura (08:41)
5:0 Dominik Paś – Valtteri Kakonen (13:39, w przewadze)
6:0 Jere-Matias Alanen – Daniła Larionovs – Jan Krzyżek (14:28)
7:0 Rasmus Heljanko – Alan Łyszczarczyk – Mateusz Bryk (33:46)
8:0 Alan Łyszczarcyk – Filip Komorski (37:42, w przewadze)
9:0 Rasmus Heljanko – Alan Łyszczarczyk – Filip Komorski (51:06)

Sędziowali: Przemysław Gabryszak i Rafał Noworyta (główni) – Michał Gerne i Zachariasz Kadela (liniowi)
Minuty karne: 4-6
Strzały celne: 49-12
Widzów: 1415


GKS Tychy: Lewartowski – Kakkonen, Bryk; Paś, Monto, Jeziorski – Kaskinen, Bizacki; Łyszczarczyk, Komorski, Heljanko (2)  – Ciura, Pociecha; Viitanen, Alanen (2), Larionovs  – Sobecki, Krzyżek; Ubowski, Turkin, Gościński
Trener: Pekka Tirkkonen

Texom STS Sanok: Świderski – Biłas, Florczak; J. Bukowski, Sienkiewicz, Filipek (2) – D. Musioł, Niemczyk; Kowalczuk, Bryzgalov (2), K. Bukowski – Czopor, Dulęba; Fus, Koczera, Hruzek (2) – Ginda
Trener: Bogusław Rąpała

© 2025 PlanetOfHockey.com

O nas  |  Redakcja  |  Kontakt
Powered by