
Katowiczanie już od pierwszego krążka chcieli wyjść na prowadzenie, notorycznie atakując tyską bramkę. Wyjątkowo aktywny w poczynaniach gości był doskonale znający tę taflę Jean Dupuy. Były gracz tyszan kilkukrotnie zagrażał „świątyni” Tomasa Fucika. Tyski golkiper był dzisiaj nad wyraz skupiony i nie dał się pokonać, łapiąc próbę Kanadyjczyka. W ślady kolegi z zespołu chcieli pójść Patryk Wronka i Stephen Anderson, jednak, albo świetnie interweniował Fucik, albo krążek grzązł w nogach graczy pod bramką.
Tyszanie, rzecz jasna, także mieli swoje okazje. W 5. minucie swoją strzelecką sytuację zmarnował Bartłomiej Jeziorski, któremu w celnym uderzeniu przeszkodził Albin Runesson. W pewnym momencie okazało się, że GieKSa grała, a Tychy strzelały. W 11. minucie Jere-Matias Alanen w kapitalnym stylu wykończył świetnie rozprowadzoną akcję kolegów z formacji, strzelając z bliska w lewe “okienko” bramki Johna Murraya.
“Trójkolorowi” nie zamierzali na tym poprzestawać i do zdobycia następnej bramki potrzebowali zaledwie… 15 sekund! Spiker nie zdążył jeszcze podać nazwiska strzelca poprzedniej bramki, a już mieliśmy kolejną! Roni Allen wspaniale wykorzystał kontrę, „zdejmując pajęczynę” w drugim okienku bramki Murraya. Te dwa szybkie ciosy wyraźnie podcięły skrzydła katowickiej ekipie, której coraz częściej puszczały nerwy. Efekt tego był widoczny na sam koniec tercji, gdy do szatni zjeżdżali z podwójnym osłabieniem.
Ze wspomnianej podwójnej przewagi niewiele wyszło. Tyszanie dość długo konstruowali ataki i nie stwarzali zbyt dużych zagrożeń bramce gości. Tempo nieco przykręcili w późniejszym etapie tercji, gdy John Murray musiał zaprezentować nieco ze swoich umiejętności po próbach z dystansu Mateusza Bryka i z nieco bliższej odległości innego z graczy GKS-u Tychy. Trzecią bramkę “miał na kiju” także Filip Komorski, ale uderzył niecelnie.
Gdy mecz zbliżał się do połowy, to obraz meczu zaczął przypominać początek spotkania. Ponownie to GieKSa była stroną dominującą. Pustą bramkę miał Benjamin Sokay, a zaraz po tym nieco poszarpali się Joona Monto i Albin Runesson.
Katowiczanie dość łatwo konstruowali sobie kolejne szanse, lecz prawdziwy „dzień konia” miał strzegący tyskiej bramki Tomas Fucik. Popularny „Fucias” bronił, co tylko się da, za co zasłużenie zbierał obfite oklaski z trybun.
Wielu tyskich fanów obawiało się o wynik meczu, gdy na ławkę kar powędrował Joona Monto, jednak po raz kolejny kapitalnie zagrała defensywa gospodarzy, skutecznie broniąca dostępu do swojej siatki. Gdy wydawało się, że po kolejnym zamieszaniu wreszcie padnie gol “kontaktowy” akcja na dosłownie moment przeniosła się na drugą stronę. Jak się później okazało kontra Valtteriego Kakkonena była istnym majstersztykiem zakończonym mocnym strzałem niedającym szans Johnowi Murrayowi.
Ostatnie 20 minut meczu zaczęło się od ataków świetnie naoliwionej tyskiej maszyny. Zawodnicy “trójkolorowych”, mając komfortową przewagę nad rywalem, mogli nieco pobawić się z krążkiem. Pamiętali przy tym o skutecznej grze obronnej, zachowując kolejne tego wieczoru “czyste konto” podczas gry w osłabieniu. Katowiczanie pierwszą godną odnotowania sytuację mieli dopiero w 46. minucie, gdy najpierw Santeri Koponen, a potem Pontus Englund chcieli zdobyć gola strzałami spod niebieskiej. Na chęciach się skończyło, bo krążki co raz lądowały w łapaczce Tomasa Fucika.
O tym jak wykorzystywać przewagi szybką lekcję przeciwnikom dali tyszanie. 50 sekund wystarczyło do wydłużenia dystansu do czterech trafień. Roni Allen podał na drugi bulik do Rasmusa Heljanko, a ten, bez przyjęcia, podwyższył wynik. Podobnie jak w pierwszej tercji, jak już zdobywać gole, to w dwupakach! Minęła nieco ponad minuta, a Alan Łyszczarczyk, nieco dłuższym najazdem niż dzień wcześniej, ale równie efektywnym, zdobył bramkę numer 5.
Spotkanie w tym momencie mogłoby właściwie się zakończyć. Tyszanie umiejętnie kradli czas, a dodatkowo z katowiczan widocznie uszło powietrze. Mało brakowało, a mecz gospodarze zakończyliby z sześcioma trafieniami. Roni Allen miał nadzieję na drugą bramkę w tym meczu, ale na jego drodze stanął słupek. Na 76 sekund przed końcową syreną goście zdobyli honorowe trafienie na otarcie łez. Mateusz Michalski na “raty” zakończył swoją akcję, dając sobie, choć minimalny powód do satysfakcji.
GKS Tychy – GKS Katowice 5:1 (2:0, 1:0, 2:1)
1:0 Jere-Matias Alanen – Dominik Paś - Mark Viitanen (10:56)
2:0 Roni Allen – Mateusz Gościński (11:11)
3:0 Valtteri Kakkonen – Bartłomiej Jeziorski – Olli-Petteri Viinikainen (38:35)
4:0 Rasmus Heljanko – Roni Allen – Bartłomiej Jeziorski (47:35, w przewadze)
5:0 Alan Łyszczarczyk – Rasmus Heljanko – Filip Komorski (38:45)
5:1 Mateusz Michalski – Igor Smal – Mateusz Bepierszcz (58:46)
Sędziowali: Bartosz Kaczmarek i Przemysław Gabryszak (główni) – Sławomir Szachniewicz i Michał Gerne (liniowi)
Minuty karne: 8-10
Strzały celne: 23 - 21
Widzów: 2535
Stan serii: 2-0 dla GKS Tychy
GKS Tychy: Fucik – Allen, Bryk; Łyszczarczyk, Komorski, Heljanko – Viinikainen, Kakkonen; Lehtonen (4), Monto (4), Jeziorski – Ciura, Kaskinen; Viitanen, Alanen, Paś – Bizacki, Ubowski; Larionovs, Turkin, Gościński
Trener: Pekka Tirkkonen
GKS Katowice: Murray – Englund, Runesson (2); Wronka, Pasiut, Magee – Norberg, Verveda; Sokay, Mroczkowski, Dupuy – Koponen, Varttinen (2); Bepierszcz, Anderson (2), Kallionkieli – Smal, Maciaś; Salituro (2), Michalski (2), Jonasz Hofman
Trener: Jacek Płachta