Prezesa oskarżano o działanie na szkodę związku i
lekceważenie większości, która domagała się zmian. Dużo w temacie zarzutów
wobec prezesa Chwałki można było dowiedzieć się z tekstu zamieszczonego na
portalu interia.pl. Dodatkowo szefowi hokejowej centrali zarzucano cynizm i arogancję, działanie mimo braku
akceptacji i prawomocnej legitymizacji środowiska, a także służalczość wobec
poprzedniego, znienawidzonego przewodniczącego PZHL, ogólną anarchię oraz
rozpad związkowych struktur.
Zobacz 1 część artykułu "Spory w związku z hokejem w tle"
Wyglądało, że dokonano czegoś w pewnym sensie
niemożliwego. Niechęć wobec - jak twierdzono - samozwańczego prezesa osiągnęła
rozmiary być może większe niż ta, z którą musiał sobie radzić pan Hałasik.
Dawid Chwałka wydawał się postacią "kurczowo trzymającą się stołka" i
stosującą różne prawnicze sztuczki, aby utrzymać swoją pozycję. Generalnie
trudno było oprzeć się wrażeniu, że jakikolwiek kompromis jest wykluczony, a
zdeterminowani przedstawiciele klubów w końcu odsuną od władzy prezesa. Wtedy
pytaniem pozostawało tylko to, w jaki sposób to zrobią. Osobiście wydawało mi
się, że postąpią w myśl słów Gerwazego z "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza:
„„Zabieraj Pan!” To mówiąc zwrócił się do Hrabi:
Jeśli Pan chce mieć pokój, niech wszystko zagrabi.
[...]
Nie tylko tę część, wszystko zabrać im należy,
Za koszta procesowe, za karę grabieży
Mówiłem Panu zawsze: procesów zaniechać,
Mówiłem Panu zawsze: najechać, zajechać!”
Co dla hokeja najważniejsze?
Tak się na szczęście nie stało. Prezes starał się odpowiedzieć na zarzuty, zwracając uwagę na legalność swoich działań i prawomocność podejmowanych decyzji. W tekście zamieszczonym na stronie katowickisport.pl Włodzimierz Sowiński cytował Dawida Chwałkę: - Jestem legalnym prezesem, działam zgodnie z literą prawa i nie zamierzam się poddać żadnym weryfikacjom - oświadczył prezes Polskiego Związku Hokeja na Lodzie, [Dawid Chwałka]. I w ten sposób rozwiał wszelkie nadzieje na nadzwyczajny zjazd sprawozdawczo-wyborczy. Chwilę później pisał: Prezes przekonuje, że przewodniczący zjazdu sprawozdawczego związku w lutym w Gdańsku nie dostarczył zarządowi sprawozdania z wnioskami z tego zgromadzenia i nie ma podstaw, by zwoływać nadzwyczajne gremium! To niebywała historia! A ponadto nie ma żadnych innych przyczyn, by zjazd zwoływać, gdyż prezes Chwałka jest wpisany do rejestru przez sąd. - Nikt nie powinien kwestionować legalności tego wpisu - przekonuje sam zainteresowany.
Prezes w swojej obronie często poruszał kwestię
potrzeby dialogu i konieczności szukania konstruktywnego wyjścia z patowej
sytuacji. Jednym z podstawowych argumentów przemawiających na korzyść Dawida
Chwałki był awans reprezentacji i szansa organizacji przyszłorocznych
Mistrzostw Świata I dywizji. Trzeba zauważyć, że w krytycznych momentach szef
związku wykazał się konsekwencją i zimna krwią, gdyż atakowany potrafił
pozostać przy swoich założeniach. W rozmowie z Mirosławem Ząbkiewiczem dla
serwisu interia.pl
prezes kilkukrotnie podkreślił, że jest świadomy trudności, z którymi będzie
musiał się zmierzyć oraz swojej delikatnie mówiąc nie najlepszej pozycji. Dał
do zrozumienia jednak, że nie zamierza ulegać naciskom i poddawać się krytyce.
Podkreśla, że jego rola polega na podejmowaniu ważnych, nie zawsze łatwych
decyzji.
Ciężka dola prezesa
Oto kilka cytatów ze wspomnianej rozmowy z prezesem związku.
-Nikt nie mówił, że będzie lekko. Proszę spojrzeć, kto przypuszcza atak. Tak naprawdę ci, którzy od lat są w hokeju. Niektórzy zostali nawet wywiezieni na taczkach. Z kolei inni byli już w zarządzie związku i nic konstruktywnego nie zrobili.
-Poprzedni prezesi też byli atakowani i nielubiani przez środowisko, ale to nie jest powód do tego, żeby się poddawać. Najważniejsze jest to, żeby działać zgodnie z procedurami.
-Chciałem wyjść na przeciw i pomóc w scementowaniu skonfliktowanego środowiska, a został przepuszczony wobec mnie frontalny atak. Zupełnie niesłusznie.
-Nie może dojść do takiej sytuacji, że klubom nie podoba się prezes, więc co dwa lata będzie zmiana. prezesi są od zarządzania i podejmowania odpowiedzialnych decyzji, które nie zawsze są każdemu na rękę. Jestem otwarty na kompromis, ale nie mogę położyć uszu po sobie i to nie z powodu buty, ale odpowiedzialności. Jestem gotowy na rozmowy, współpracę, również na przystąpienie przedstawicieli opozycji do zarządu, aby unormować sytuację.
-Cały czas chcę rozmawiać, aby znaleźć kompromis. Nie jestem tu po to, aby udowadniać swoje racje. tak jak powiedziałem kiedyś - nie ma jedynego zbawcy polskiego hokeja. To sport zespołowy i razem musimy rozmawiać, ale wszyscy muszą to zrozumieć. Kompromis polega na ustępstwach.
Aforyzmy głoszone przez prezesa, długo jednak nie docierały do przedstawicieli klubów. Punktem kulminacyjnym konfliktu okazał się moment, w którym pojawił się pomysł powołania ligi, poza strukturami PZHL. Projekt nie doszedł jednak do skutku. Na łamach Przeglądu Sportowego szef hokejowej centrali kategorycznie oznajmił, że walka o mistrzostwo kraju jest możliwa tylko pod egidą PZHL.
Upalny tego lata sierpień przyniósł nam ocieplenie stosunków między związkiem a klubami. Już na pierwszym spotkaniu przełamano impas i podjęto rozmowy, na które liczył prezes. Przedstawiciele drużyn występujących w ekstraklasie zgodzili się na proponowane warunki. To znaczy - wyrazili chęć przystąpienia do spółki PHL, a także zostania jej udziałowcami. Podjęto także decyzję, że regulamin rozgrywek pozostanie niezmieniony.
Licencje kolejną kością niezgody
W ten sposób udało się zażegnać najpoważniejszy konflikt w czasie tegorocznego lata. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, aby sezon wystartował bez większych opóźnień. Kolejne kłopoty przyniósł jednak proces przyznawania licencji. Zasadniczo co roku wzbudza on kontrowersje. Teraz jednak kluby, praktycznie przez cały rok walczące z przedstawicielami związku miały za sobą sezon, w którym po dwóch miesiącach upadł projekt dream team, a także po raz pierwszy przerwano rozgrywki. Trudy poprzednich rozgrywek najdotkliwiej odczuły kluby z: Bytomia, Katowic, Nowego Targu i Krynicy. To właśnie w przypadku tych zespołów proces licencyjny trwał najdłużej i przeciągał się praktycznie do końca sierpnia. Wszystkie kluby posiadały zaległości finansowe wobec PZHL, a braków w dokumentacji licencyjnej uniknęło tylko Podhale.
Interesująca była zwłaszcza sprawa klubu, którego
prezesem jest Agata Michalska. Ciągnęła się za sprawa "dzikiej karty"
na mocy, której przystąpili do rozgrywek w sezonie 2013/2014. W minionych
rozgrywkach nowotarżanie zostali zobligowani do zapłacenia 100 tys. złotych za
prawo gry w ekstraklasie. Latem 2014 prezes Michalska tłumaczyła jednak, że nie
zamierza być sponsorem związku i przelewać na jego konto zaległych funduszy.
Twierdziła również, że brak wpłaty jest związany z promowaniem przez związek
dream team-u. Ostatecznie nie udało się znaleźć innego rozwiązania i zespół z
Nowego Targu musiał wyłożyć 75 tys. złotych (wcześniej zapłacił 25 tys.).
Sytuacja krynickiego KTH od odejścia zawodników reprezentacji Polski nie
wyglądała za dobrze. Zarówno pod względem sportowym jak i organizacyjnym.
Długi, z którymi musieli borykać się włodarze klubu z południa Polski nie
pozwoliły na start w ekstralidze. Niestety regulaminy okazały się bezwzględne i
Mineralni w nowym sezonie nie będą mogli rywalizować na ekstraligowych taflach.
Na szczęście dla kibiców z Krynicy, KTH może występować w I lidze.
Problemów finansowych ciąg dalszy...
Jak w takim razie wytłumaczyć przyznanie licencji
GKS-owi Katowice? Klub w zeszłym sezonie przeżywający ogromne problemy
finansowe, nie płacił swoim graczom, zalegał z płatnościami za wynajem
lodowiska, a potrafił przedstawić wszystkie potrzebne dokumenty, uprawniające
do gry w ekstralidze. Ciekawe czy prezes Domogała będzie w stanie skompletować
skład? Po zakończeniu zeszłego sezonu większość zawodników opuściło szeregi
Gieksy. Spore wyzwanie czeka prezesa nie tylko pod względem kompletowania
zespołu, ale również zapewnienia ciągłości finansowej swojej drużynie. Warto
postawić pytanie czy klub aktualnie znajdujący się w rozsypce podniesie się z
kolan? Zobaczymy czy katowiczanie będą w stanie dokończyć kolejny sezon i czy
koleiny rok gry na najwyższym szczeblu, nie będzie przysłowiowym gwoździem do
trumny ekipy ze stolicy województwa Śląskiego? Skoro jednak Komisja Licencyjna
zdecydowała się ostatecznie dopuścić żółto-zielono-czarnych do ligi to może nie
będzie tak źle?
Całe lato trwało również zabieganie o możliwość gry w ekstralidze klubu z Opola. Działacze Orlika po porażce w zeszłorocznym finale I ligi postanowili postarać się o możliwość wykupu "dzikiej karty". 100 tys. złotych okazało się kwotą, z którą dążący do włączenia klubu z województwa Opolskiego do grona ekstraligowców musieli zmagać się przez cały okres przygotowawczy. Dopiero na koniec sierpnia udało się uporać ze wszystkimi formalnościami. Zgodnie z wymogami związkowych regulaminów uregulowane zostały wszystkie kwestie finansowe i tym samym Orlik otrzymał licencję na występy na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w naszym kraju. Warto podkreślić, że to dopiero drugi raz w historii 16-letniego klubu. Jednak nikt w Opolu nie myśli o powtórce sprzed 11 lat, gdy mimo zajęcia 5 miejsca w lidze, klub z braku funduszy musiał opuścić grono ekstraligowców.
Dbałość o wizerunek ligi
Na koniec warto wspomnieć, że terminarz ekstraligi, który poznaliśmy pod koniec sierpnia, w porównaniu do zeszłego sezonu uległ drobnym modyfikacjom. Postanowiono, iż po 4 rundach "każdy z każdym" liga zostanie podzielona na dwie grupy: silniejszą - 6-zespołowa i słabszą - 4-zespołową. Do play-off awansuje 8 drużyn, a więc do 6 klubów z mocniejszej grupy zostaną dokooptowane dwie najlepsze z pozostałej czwórki.
Podsumowując, przez ostatnie miesiące w polskim hokeju zdarzyło się bardzo wiele. Większość może zaszkodzić wizerunkowi hokeja w naszym kraju. Możliwe, że szansą na odbudowanie pozycji tego pięknego sportu będzie organizacja Mistrzostw Świata I dywizji w Krakowie. Przyznanie tej imprezy Polsce wydaje się teraz jedyną rozsądną decyzją. Niestety sytuacja w związku, nieustanne kłótnie i przepychanki, atmosfera wzajemnej wrogości, podejrzane geszefciki obniżają atrakcyjność i wiarygodność związku oraz klubów. W naszej często przaśno-buraczanej rzeczywistości konflikty postrzegane są jako coś atrakcyjnego. Nikt jednak nie chce, aby właśnie w ten sposób kojarzony był polski hokej. Może w przyszłości ewentualne spory lepiej rozwiązywać w zaciszu gabinetów i biur, a nie angażować w nie media i nagłaśniać na cały kraj. Wątpliwej jakości reklama może przysporzyć więcej przeciwników niż zwolenników. Popularne stwierdzenie "nie ważne co mówią, ważne że mówią" nie powinno być mottem hokejowych działaczy. W ten sposób nie zbuduje się ligi, w którą ktokolwiek będzie gotowy zainwestować