PEUM: Kolejka, w której padło 87 goli w 6 meczach!
  Dodano 5 lat temu   Skomentuj
Jakub Udziela fot. Tomasz Sowa Photography
Grad bramek oglądali kibice w minionej, 6. kolejce Ekstraligi Mężczyzn w Unihokeju. Polscy unihokeiści strzelali ich średnio... 14,5 (!!) na mecz.

UKS Fenomen Babimost - KS Górale Nowy Targ 12:5 (4:1, 4:2, 4:2)

Niewątpliwie kolejne zaskoczenie z udziałem zespołu z Nowego Targu stało się faktem. Górale jechali do Babimostu z chęcią rehabilitacji za ostatnią porażkę w Gorzowie, ale kolejna daleka podróż na zachód Polski zakończyła się dla nich przegraną. Fenomen zapomniał z kolei o dotkliwej porażce z Zielonką w poprzedniej kolejce i już od pierwszych minut mocno ruszył na nowotarżan. Efekt? 4:0 po 10 minutach i 9 sekundach. Podhalanie odpowiedzieli przed przerwą tylko jednym golem, zdobytym w przewadze. Być może zespół Górali byłby w stanie doścignąć Fenomen, gdyby nie świetna postawa obrony i bramkarza gospodarzy oraz niezwykle skuteczna gra w ataku, która wraz z upływem pierwszych minut drugiej odsłony przyniosła kolejne 3 trafienia. Nowotarżanie odpowiadali pojedynczymi golami kolejno na 2:7, 3:8, 4:9 i 5:10. Babimost kontrolował jednak wynik i ostatecznie przypieczętował go dwoma golami na koniec, dzięki którym okazała wygrana 12:5 stała się faktem.

- Po raz kolejny źle weszliśmy w mecz. Staramy się dużo mówić, by mentalnie fajnie podejść do meczu, a… - mówi Bartosz Gotkiewicz na łamach portalu SportowePodhale.pl. - Po kilku niewykorzystanych sytuacjach, po kontrach dostajemy bramki. Bardzo szybko chcemy odrobić straty, a tymczasem piłki wpadają do naszej sieci. Później jest problem. Bardzo podobny początek meczu jak w Gorzowie. Mamy fajne sytuacje, z których powinna paść bramka, a my robimy z golkipera bohatera, a w dodatku źle broniliśmy. Po drugiej straconej bramce wszyscy chcą brać sprawy w swoje ręce, a to nie służyło naszej grze. Już porażka w Gorzowie mocno skomplikowała naszą sytuację. Dzisiejsza jeszcze bardziej komplikuje przy tegorocznym systemie rozgrywek. Każdy kolejny mecz będzie na wagę awansu do czwórki, bo to jest nasz główny cel. Na pewno długa podróż przed nami, bo wszyscy mocno przeżyli porażkę. Bijemy głową w mur, znowu nie potrafiliśmy się przez niego przebić, a dostajemy bardzo łatwe bramki. Z głowami spuszczonymi w dół wracamy do Nowego Targu, ale liczymy, że przyszły weekend przyniesie nam punkty i zmieni się oblicze naszej gry, bo gramy słabo.


Interplastic Olimpia Osowa Gdańsk - UKS Bankówka Zielonka 5:12 (0:4, 2:2, 3:6)

Zielonka doskonale rozpoczęła mecz w Gdańsku i już po pierwszej tercji wygrywała 4:0. Olimpia wcale nie była rywalem dającym się punktować bez odpowiedzi. Też miała swoje okazje, ale grzeszyła nieskutecznością. Dobre zawody w bramce gości rozgrywał również Wójcik. Pierwsze gole dla miejscowych padły na początku drugiej tercji. Wynik 2:4 dawał nadzieje na odwrócenie losów spotkania, ale dwa szybkie trafienia Zielonki w 35. minucie ostudziły zapędy gdańszczan. Trzecia odsłona to kontrola wyniku przez przyjezdnych i konsekwentne odpowiadanie kolejnymi trafieniami na zrywy gospodarzy. Ostatecznie pozwoliło to Bankówce na okazałe zwycięstwo 12:5, które umacnia ich w roli faworyta obecnego sezonu.

Nasz czwarty mecz w sezonie i pierwsza porażka w tym roku. Drużyna z Zielonki postawiła poprzeczkę bardzo wysoko. W pierwszej tercji nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji do strzelenia bramki, przez co na przerwę schodziliśmy z wynikiem 0:4. Druga i trzecia odsłona wyglądała z naszej strony dużo lepiej, niestety goście konsekwentnie trzymali wynik i do końca meczu nie pozwolili na odrobienie strat. Jestem bardzo dumny z mojej drużyny. Walczyliśmy o każdy centymetr boiska, a każdy kto na nie wchodził dawał z siebie 100%. Moim zdaniem, Zielonka jest w tym sezonie jednym z głównych kandydatów do mistrzostwa i w tym spotkaniu była od nas po prostu lepsza. Nie zmienia to jednak faktu, że spotkanie uważam za bardzo udane. Kibice znowu dopisali i licznie stawili się w hali AWFiS. To był dobry mecz! Dziękuję wszystkim zaangażowanym w organizację, sędziom oraz gratuluję drużynie z Zielonki. A tymczasem skupiamy się już na kolejnych meczach, jedziemy do Siedlca i Żar po kolejne punkty - powiedział po spotkaniu zawodnik Gdańska, Mateusz Miszewski.

W mecz weszliśmy bardzo dobrze. Od samego początku to my byliśmy drużyną będąca w ataku pozycyjnym, co poskutkowało szybko objętym kilku-bramkowym prowadzeniem i niepozwoleniem gospodarzom na więcej niż kilka kontr. Niestety na początku drugiej tercji wkradło się trochę rozluźnienia i straciliśmy dwie bramki, co pozwoliło gdańszczanom złapać kontakt i wiatr w żagle. W przeciwieństwie do pierwszej tercji, w następnej mecz nie przebiegał już z naszą pełną dominacją, a zaczął przypominać wymianę ciosów, co sprawiło, że po rozegraniu drugiej tercji spotkania mieliśmy taką samą przewagę bramkową jak po pierwszej. W ostatniej części meczu znów wróciliśmy do gry z pierwszej odsłony i nie licząc momentów, gdy broniliśmy osłabienia, znów byliśmy w ataku pozycyjnym, a gospodarzom ponownie pozostały kontry, które w tej części na nasze nieszczęście zaczęli wykorzystać. Straciliśmy kilka bramek z własnych błędów, ale dzięki naszemu potencjałowi ofensywnemu udało się zdobyć znacznie więcej trafień od rywali, co w ostatecznym rozrachunku dało nam tak wysokie zwycięstwo, mimo iż obie drużyny oddały zbliżoną do siebie, bardzo dużą ilość strzałów. Ogólnie uważam, że zagraliśmy dobre spotkanie, był to kolejny mecz, w którym zdobyliśmy dwucyfrową liczbę bramek, więc cieszyć może skuteczność, w defensywie również nie pozwalaliśmy rywalom na zbyt wiele, a jedyne bramki straciliśmy po własnych błędach z kontry i jedną po rzucie karnym, więc można powiedzieć, że w obu aspektach gry spisaliśmy się całkiem dobrze - podsumował jeden z bohaterów Zielonki, bramkarz Bartłomiej Wójcik.



Mecz w Tychach doskonale rozpoczął się dla gospodarzy, którzy już po 7 minutach wygrywali 2:0. Wydawało się, że Siedlec w kolejnym spotkaniu przyjmie na swoje konto sporą ilość bramek, ale... Pionierzy po zdobytych golach nieco osiedli na laurach, z kolei Absolwent próbował swoich sił na różne sposoby. Żaden nie okazał się jednak skuteczny, a to m.in. za sprawą dobrze broniącego Burdy. Po dwóch odsłonach utrzymywał się wynik 2:0, na co z pewnością duży wpływ miało oblicze drugiej część meczu, w której Tyszanie co rusz lądowali na ławce kar. Dopiero na początku trzeciej odsłony Pionier trafił do sieci po raz trzeci, dając sobie chwilę na oddech. Nie trwało to jednak długo, bowiem tyszanie nie poszli za ciosem, a w 48. minucie Siedlec w końcu się przełamał golem na 1:3. Goście próbowali po tym trafieniu nawiązać kontakt z rywalem, ale 5 minut później wynik spotkania ustalił kapitan tyskiej drużyny – Grzegorz Diaków.

Jadąc do Tychów spodziewaliśmy się, że nie będzie to dla nas łatwy mecz. Drużyna Pioniera ma wielu doświadczonych zawodników, którzy mają za sobą wiele lat spędzonych na boisku, wiedzieliśmy, że będziemy musieli dać z siebie wszystko i postarać się wygrać to spotkanie. W pierwszej tercji drużyna gospodarzy narzuciła szybkie tempo gry, strzelając nam w pierwszej minucie meczu bramkę, która dała im prowadzenie. Po wielu próbach niestety nie udało nam się zdobyć gola, co wykorzystali gospodarze, trafiając do siatki w przewadze. Do szatni schodziliśmy z wynikiem z wynikiem 0:2 dla przeciwników. Na drugą odsłonę wyszliśmy zmotywowani przez trenera i siebie nawzajem. Mieliśmy wiele sytuacji, w których graliśmy w przewadze i mało brakowało do zdobycia bramki kontaktowej. Niestety bramkarz gospodarzy świetnie się spisywał i nie dawał się pokonać. Na drugą przerwę zeszliśmy więc z niezmienionym wynikiem. Trzecią tercję zaczęliśmy tracąc bramkę znów na samym początku. Wydaje mi się, że wyszliśmy zbyt mocno rozkojarzeni. Walka toczyła się jednak dalej i mieliśmy kolejną szansę do gry w przewadze, co w końcu udało się wykorzystać po doskonałym podaniu Nikodema Górnego do napastnika i kapitana drużyna Jacka Ksiąga, który pokonał bramkarza, dając nam tym bramkę na 1:3. Niestety kapitan przeciwników Grzegorz Diaków kilka minut później trafiając bramkę na 4:1 ustalił wynik spotkania na korzyść gospodarzy. I tak zakończył się mecz, jednak jesteśmy zadowoleni z tego, że poprawiliśmy swoją grę w obronie i przygotowanie pod względem mentalnym. Cieszymy się też, że mamy zawodników, którzy w zeszłym sezonie grali jeszcze w juniorach młodszych, a teraz radzą sobie w seniorach. Powinniśmy poprawić swoją skuteczność i komunikację na boisku, co postaramy się pokazać w kolejnym dla nas ważnym meczu, który zagramy przed własną publicznością w Siedlcu - podsumował Seweryn Mania z drużyny Absolwenta.

Pomimo zwycięstwa i zdobytych 3 punktów jako drużyna nie jesteśmy zadowoleni z naszej gry. Miałem wrażenie, że przed spotkaniem dopisaliśmy już sobie 3 punkty w tabeli, a szybko strzelone 2 bramki utwierdziły nas w przekonaniu, że zwycięstwo mamy w kieszeni. Od połowy pierwszej tercji mieliśmy problem z konstruowaniem składnych akcji, brakowało koncentracji, a nasi przeciwnicy coraz śmielej atakowali. Dodatkowo złapaliśmy sporo niepotrzebnych kar, co utrudniało nam powrót do odpowiedniego rytmu gry. Dopiero w 3. tercji nasza gra się uspokoiła i utrzymaliśmy prowadzenie bezpiecznie do końca. Na szczęście ten mecz mamy już za sobą i z pewnością wyciągniemy z niego wnioski - zapowiada Krzysztof Burda, bramkarz tyszan.



Zespół Szarotki jechał do Sanoka z nożem na gardle. Jeden z faworytów do gry o złoto przegrał bowiem 2 poprzednie starcia i by liczyć się w walce o TOP4, musiał zwyciężyć. Sanok z kolei na 4 dotychczasowe potyczki wygrał wszystkie i liczył, że przed własną publicznością uda się również wykorzystać aktualnie nie najlepszą formę wicemistrza Polski. Pierwsza tercja spotkania, zakończona wynikiem 2:2, rzeczywiście te nadzieje potwierdziła. Niestety dla miejscowych – niedługo po przerwie Szarotka doszła do głosu i to bardzo wyraźnie. Sygnał do śmielszych ataków dał gościom w 26. minucie kapitan - Lesław Ossowski. Kolejne bramki przyszły dość szybko oraz niespodziewanie łatwo i tak w 10 minut Szarotka wyszła na wysokie prowadzenie 8:2, zdobywając w tym czasie nawet 1 bramkę w osłabieniu. Goście rzeczywiście byli w tym meczu lepsi, ale to, co wydarzyło się w trzeciej tercji przeszło najśmielsze oczekiwania kibiców zgromadzonych w hali PWSZ w Sanoku. Oglądaliśmy Szarotkę podobną do tej, która punktowała każdego kolejnego rywala w swoich mistrzowskich sezonach sprzed kilku dobrych lat. Sanok z kolei był bardzo nieskuteczny oraz niekonsekwentny w obronie, co skrupulatnie wykorzystali nowotarżanie, zdobywając w sumie aż… 18 bramek i nie dając się już ukąsić po raz trzeci. 

Przed meczem zdawaliśmy sobie sprawę, że mecz z Szarotką będzie ciężki i zacięty, biorąc pod uwagę nasze poprzednie spotkania oraz sytuację Szarotki w tabeli. Natomiast w najgorszych koszmarach chyba nie śniło nam się, że nasz mecz zakończy takim rezultatem. Pierwsza tercja w naszym wykonaniu była bardzo dobra. Prowadziliśmy grę, dochodziliśmy do sytuacji strzeleckich, w obronie zagraliśmy bardzo odpowiedzialnie.Uważam, że punktem kulminacyjnym tego spotkania była 2. tercja, w której drużyna z Nowego Targu zagrała koncertowo. Nasze błędy w kryciu, straty piłek w środkowej strefie boiska i zabójcze kontry Szarotki spowodowały, że z wyniku 2:2 na początku 2. tercji do szatni schodziliśmy z wynikiem 2:8. W 3. odsłonie próbowaliśmy jeszcze odwrócić losy meczu, ale niestety brak skuteczności błędy w obronie spowodowały, że rozpędzona Szarotka uzyskała tak dobry wynik. Nie załamujemy się jednak - teraz trenujemy jeszcze mocniej. Wyciągamy wnioski i przygotowujemy się na kolejne spotkanie z drużyną z Nowego Targu - z Góralami - zapewnia Michał Leś z Sanoka.

- Nie mieliśmy wyjścia. Byliśmy pod ścianą po dwóch porażkach i musimy wygrywać, by znaleźć się w czwórce – mówi Lesław Ossowski. - Rozpoczęliśmy spięci, ale byliśmy dobrze zorganizowani w obronie i to zadecydowało o wyniku meczu. Sanok nie miał zbyt wielu sytuacji, gole zdobył przypadkowe, po odbiciu. Myśmy w pierwszej tercji mogli zdobyć więcej goli, ale graliśmy nerwowo. W kolejnych odsłonach byliśmy jeszcze bardziej zdeterminowani w obronie, praktycznie zagraliśmy bezbłędnie. Dobrze graliśmy kontrą, cierpliwi byliśmy w rozegraniu. Oni po stracie kilku bramek musieli się otworzyć i w trzeciej tercji ich dobiliśmy. Nie ma hura optymizmu, po prostu myśleliśmy to zrobić - ocenił Lesław Ossowski w wypowiedzi dla portalu SportowePodhale.pl.



Pojedynek dwóch czerwonych latarni ligi dość niespodziewanie nie był wyrównanym pojedynkiem. Przyjezdni z Torunia po 19 minutach wygrywali 7:0, czym tak naprawdę ustawili całe spotkanie już po pierwszej tercji. W drugiej odsłonie strzelali tylko gospodarze z Żar (gol w 33. minucie), ale niewiele to zmieniło, ponieważ bramkowym dorobek Prusa już się nie powiększył. Goście oddawali więcej strzałów i mieli lepiej dysponowanych bramkarzy, przez co nawet mimo braku trafienia w drugiej części gry, wciąż kontrolowali przebieg spotkania. Trzecia tercja była tego potwierdzeniem i na podsumowanie dobrego spotkania ze swojej strony, Toruń zaaplikował w niej rywalom jeszcze 4 trafienia.

Ostatni mecz z Żarami był dla nas bardzo istotny, ponieważ jechaliśmy tam tylko i wyłącznie po zwycięstwo. Obie drużyny nie wygrały jeszcze meczu, co sprawiło, że widowisko było ciekawe, a rywal nie odpuszczał ani kawałka boiska. Udało nam się wysoko wygrać, jednakże wynik nie odzwierciedla do końca przebiegu spotkania. Chłopaki z Żar również mieli swoje sytuacje, ale to na szczęście my byliśmy skuteczniejsi. Organizacja stała na dobrym poziomie, a mecz przebiegł bez większych problemów - podsumował Emil Piasecki z Torunia.


AZS Politechnika Łódzka - KS Lokomotiv Czerwieńsk 15:1 (2:1, 6:0, 7:0)

Ostatnim meczem minionej kolejki było niedzielne starcie Politechniki Łódzkiej z Czerwieńskiem. Standardowo, jeśli chodzi o mecze drużyny spod Zielonej Góry - Lokomotiv w pierwszej tercji mocno się postawił i ambitnie walczył o każdą piłeczkę, nie dając rywalom za dużo swobody. W efekcie, na pierwszą przerwę drużyny schodziły z wynikiem 2:1, który końcowy rezultat pozostawiał jako sprawę otwartą. Już początek drugiej części meczu pokazał jednak, że Czerwieńskowi brakuje sił lub koncentracji, bowiem w 23. minucie goście przegrywali już 1:5. Kolejne gole dla Łodzi padały w 32., 39. i 40. minucie spotkania, dając Politechnice wysokie prowadzenie 8:1 po dwóch tercjach. Ostatni część meczu to już tylko potwierdzenie dominacji ze strony gospodarzy, którzy swój licznik bramek ostatecznie zatrzymali na liczbie 15.

Cieszę się, że w kolejnym meczu zdobywamy dużą ilość bramek i pewnie wygrywamy spotkanie. Wiem, że teraz nam będzie tylko ciężej. Wiedzieliśmy, jaki skład ma zespół z Czerwieńska i na kogo mamy uważać. Staraliśmy się nie dopuszczać zawodników do łatwych strzałów i to się udało. Grali tymi sektorami, którymi ich wpuszczaliśmy, co potem skutkowało szybkim odbiorem piłki i kontrą z naszej strony. Brakuje nadal konsekwencji w rozegraniu, większej skuteczności i mocniejszej gry w obronie, co skutkowało kilkoma groźnymi kontrami przeciwników. Na szczęście nasi bramkarze byli w ten weekend dobrze dysponowani, co nie zdarzało się w pierwszych kolejkach. Mam nadzieję, że utrzymamy poziom koncentracji i wyeliminujemy błędy w kolejnym meczu, bo będzie bardzo ciężko z zespołem Górali. Dziękuję wszystkim osobom, które angażują się w pomoc i organizację podczas meczu - podsumował Rafał Fijałkowski z Łodzi.

Mecz w Łodzi oglądałem w większości z ławki i moją rolą było wsparcie drużyny w trudnych momentach. AZS Politechnika zaskoczyła nas bardzo dobrą grą i wykorzystaniem naszych oczywistych błędów. Zagraliśmy zdecydowanie najsłabszy mecz w tym sezonie, ale walczyć będziemy nadal i każda porażka uczy nas więcej, niż jakakolwiek wygrana. Szczególnie zawiedliśmy w drugiej tercji, co przełożyło się na brak pewności w reszcie meczu i konieczność ryzykownej gry w ataku, a to przeciwnik wykorzystał dosadnie. Przed nami dwa tygodnie ciężkiej pracy, aby błędy indywidualne nie zdarzały się tak często. Mam szczerą nadzieję, że na meczu z Fenomenem Babimost pokażemy poziom, który w sobie mamy i nasza ciężka praca przez ostatnie miesiące przyniesie efekty. Lokomotywy nic nie zatrzyma, żadna polska drużyna - zapowiada Filip Bochno z Czerwieńska.


Tabela Ekstraligi Mężczyzn w Unihokeju po 6. kolejce:


© 2024 PlanetOfHockey.com

O nas  |  Redakcja  |  Kontakt
Powered by