Młodzi Zdolni: Ernest Bochnak
  Dodano 4 lat temu   Skomentuj
fot. Planet of Hockey
Nigdy nie wyobrażał sobie, że będzie grał na innej pozycji niż napastnik. Wychował się w mieście, które żyje dla hokeja, a najlepiej wspomina czas spędzony za granicą. O tym, że w życiu i na lodzie bywa indywidualistą i o tym, że silna psychika, to jego największe życzenie.

IMIĘ I NAZWISKO: Ernest Bochnak

DATA URODZENIA: 2000-04-08

WYCHOWANEK: MMKS Nowy Targ

OBECNY KLUB: Tauron Podhale Nowy Targ

WAGA: 83

WZROST: 179

UCHWYT KIJA: Prawy

PSEUDONIM: Brak


Jak zaczęła się Twoja przygoda z hokejem?  Kto zabrał Cię na pierwszy trening?

Miałem 7 lat, gdy tata pierwszy raz zabrał mnie na ślizgawkę i bardzo mi się spodobało. To właśnie on pokazał mi również hokej i można powiedzieć, że od tego wszystko się zaczęło. Gdy poszedłem na pierwszy trening to wciągnąłem się jeszcze bardziej. Mimo, że nie potrafiłem jeździć na łyżwach, wiedziałem, że chcę grać w hokeja. Nie przeszkadzało to jednak w niczym, bo w moim naborze wszyscy dopiero stawiali pierwsze kroki na lodzie.

Z tego co mówisz, to Twoja przygoda zaczęła się w wieku 7 lat, czy w takim razie wcześniej myślałeś może o byciu sławnym piłkarzem lub innym sportowcem?

Zdecydowanie nie. Hokej to była moja jedyna przygoda ze sportem. Wiadomo, wcześniej grałem w piłkę na podwórku, ale nigdy jej nie trenowałem, nigdy też nie myślałem o tym, że chciałbym być piłkarzem.

 

Kiedy wszedłeś na lód, wiedziałeś już, że będziesz grał na pozycji napastnika?

Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mógłbym grać na innej pozycji niż napastnik. Od pierwszych chwil na lodzie wiedziałem, że będzie to moja pozycja, i że nic nie będzie w stanie tego zmienić. Chyba każdy hokeista za młodu myśli o tym, że chce strzelać bramki, tak było i w moim przypadku. Całe szczęście zostało tak do dziś. (śmiech)

 

Ktoś w Twojej rodzinie był też związany ze sportem?

Tata trenował biathlon, chodził do szkoły sportowej w Zakopanem.

 

Czy w takim razie tata nie chciał żebyś poszedł w jego ślady?

W sumie to nie. On nigdy do niczego mnie nie namawiał, co najwyżej pokazywał możliwości. Sam podejmowałem decyzje, czy coś chcę zrobić, czy nie. Podobnie było z grą w hokeja.

 

Pamiętasz swój pierwszy mecz?

Szczerze? Nie (śmiech). Pamiętam za to pierwszy turniej, w którym razem ze mną grał mój brat. Pamiętam go dlatego, że jako jedyny nie strzeliłem karnego, mimo, że jako jeden z nielicznych potrafiłem podnieść krążek kijem! Posłałem krążek prosto w brzuch bramkarza i to zdecydowanie zostanie mi w pamięci do końca życia. Gola strzelił za to mój młodszy brat (śmiech).


Masz kogo na kim się wzorujesz?

Pewnie nie będzie to zbyt oryginalne, ale zawsze podobała mi się gra Sydney’a Crosby’ego. Jego technika i poruszanie się na lodzie jest wyjątkowe.

 

Wychowałeś się w mieście, w którym hokej jest bardzo ważny. Decyzja o grze była zatem łatwym wyborem?

Czy ja wiem, czy to był wybór… Po prostu zacząłem grać i pokochałem ten sport. Nie była to kwestia wyboru, bądź nie, ciężko określić nawet co to było. Cieszę się jednak, że tak się stało, bo dzięki temu mam coś, co kocham.

 

Myślałeś kiedyś o tym, kim byś był, gdybyś nie był hokeistą?

W sumie myślę o tym cały czas. Jak by to było, co by się stało, ale takie gdybanie do niczego nie prowadzi.

 

Który trener najbardziej przyczynił się do Twojego rozwoju?

W gruncie rzeczy dobrze wspominam wielu moich trenerów. Nie chciałbym też nikogo pominąć. Mogę jednak wspomnieć o trenerze z Czech, u którego treningi były najcięższe. Wiele się w tamtym okresie nauczyłem, bo trener był bardzo wymagający. Dwa lata z nim dużo mi dały. Dobrze wspominam również trenerów, których miałem „za dzieciaka”, gdy jeszcze trenowałem w Polsce.

 

Miałeś szansę trenować w najlepszych ligach. Jak wspominasz grę za granicą?

Z pewnością system szkoleniowy dużo różni się od tego, który mamy w Polsce. Gra przede wszystkim jest dużo szybsza i bardziej techniczna. Dużo większy nacisk kładziony jest na technikę jazdy czy kija. W Polsce bardziej patrzy się na siłę, żeby być silnym, dużo biegać. Dlatego zagraniczne kluby i młodzież, która w nich gra jest lepiej przygotowana technicznie.

 

Uważasz, że gra w innych ligach dały Ci większe możliwości rozwoju?

Myślę, że tak, ale nie tyle pod względem treningu, co pod względem meczów. Wiadome jest, że gdy dzieciaków, które chcą grać jest więcej, to rywalizacja jest większa i trzeba dawać z siebie 110%. Tylko najlepsi mogą zagrać później w dobrych drużynach, więc obycie się i pokazanie w meczu, było na to dobrym sposobem. Trzeba pamiętać, że w Polsce trenuje o wiele mniej dzieciaków, dlatego też poziom jest zupełnie inny.

 

Skoro jesteśmy za granicą… Powiedziałeś kiedyś, że nikt nie prowadził Cię za rączkę, sam musiałeś o siebie zadbać, co wymagało od Ciebie pełnej świadomości tego co robisz. Kiedy zrozumiałeś, że nikt nie zadba o Ciebie lepiej niż Ty sam?

Zawsze było tak, że wszystko musiałem robić sam. Wspominałem już, że tata pokazał mi tylko możliwości, a to ja sam miałem zdecydować jaką ścieżką chcę iść. Od małego miałem ukierunkowane, że gdy sobie coś wybrałem, to dążyłem do tego, by to zrealizować. Czasami oczywiście pytałem trenerów co mogę zrobić lepiej, jak mam to zrobić. Ale zazwyczaj patrzyłem na to, co będzie dla mnie najlepsze, by stawać się jeszcze lepszym.


Czujesz się indywidualistą?

Jeśli chodzi o grę, to trzeba byłoby zapytać kolegów z drużyny (śmiech). Ale przyznam, że czasami lubię potrzymać dłużej krążek, czy zagrać na siebie. Nie będę ukrywał, że tak nie jest (śmiech). Ale wydaje mi się, że nie jest to bardzo zła cecha, bo żeby być dobrym nie można ciągle oddawać krążka, trzeba też potrafić przyjąć ciężar gry na siebie. Uważam, że czasami widać tą indywidualność czy samolubność na lodzie, ale nie jest to widoczne w dużym stopniu.


Czy jest w Twojej grze rzecz, z której nie jesteś w pełni zadowolony i ciągle nad nią pracujesz?

Cały czas trenuję, cały czas się czegoś uczę, więc nie ma rzeczy, w której powiedziałbym, że jestem perfekcyjny.  Wciąż szlifuję wszystkie swoje umiejętności.

Jak wspominasz debiut w 1. składzie seniorów w Nowym Targu? Był dla Ciebie czymś wyjątkowym?

Wspominam bardzo dobrze, wydaje mi się, że koledzy fantastycznie mnie przyjęli. Zarówno atmosfera w szatni, jak i relacja z trenerem była i jest bardzo dobra.

 

Czym jest dla Ciebie hokej?

Ciężkie pytanie. Poświęciłem w sumie dla niego całe życie, więc mógłbym powiedzieć, że hokej jest dla mnie wszystkim (śmiech). Przynajmniej na razie mam tak, że jedyne co chcę, to móc nadal grać, a co przyniesie przyszłość... zobaczymy.

 

Powiedziałeś też w jednym z wywiadów takie zdanie „Spełniło się moje marzenie. Zawsze chciałem grać w Szwecji albo w Finlandii”. Jakie jest w takim razie obecnie Twoje największe sportowe marzenie?

Chciałbym, żeby udało mi się zagrać w seniorach w najwyższych ligach w Niemczech, Szwajcarii, czy nawet w Czechach. Chciałbym zagrać w najwyższych ligach w Europie i gdybym miał wybierać, to byłoby to Niemcy. Nie mam jednak pewności jak moje życie dalej się potoczy.

 

Trzy słowa, które według Ciebie określają hokej, to…

Pasja, trening, zapalczywość

Czego należy życzyć takiemu zawodnikowi jakim Ty jesteś? Zdrowia? Wielu strzelonych goli?

Wydaje mi się, że silnej psychiki, przynajmniej w moim przypadku. Dla mnie psychika jest najważniejsza w sporcie i chyba tego bym sobie życzył.

Współpracujesz z kimś, kto pomaga Ci poradzić sobie po meczach?

W sumie teraz nie miałem żadnego psychologa sportowego, ale bardzo poważnie nad tym myślę, zobaczymy jak to się ułoży w tym sezonie. Na pewno taka osoba dużo by pomogła, szczególnie po meczu, gdzie coś nie wyjdzie, źle mi się zagra. Mam wtedy doła, z którego samemu ciężko jest mi wyjść.  Kumulowanie w sobie takich emocji do niczego dobrego z pewnością nie prowadzi. 


© 2024 PlanetOfHockey.com

O nas  |  Redakcja  |  Kontakt
Powered by