Filip Komorski: Odwdzięczyliśmy się trenerowi za jego zaufanie!
  Dodano 2 lat temu   Skomentuj
Jacek Kopciński fot. Karolina Sommer | Planet of Hockey
O wysokim zwycięstwie nad reprezentacją Serbii, przygotowaniach do meczu z Japonią oraz o mistrzowskim sezonie organizacji z Trzyńca rozmawialiśmy z napastnikiem reprezentacji Polski Filipem Komorskim.


Jak podsumujesz pojedynek z Serbami, wygrany 10:2?
Filip Komorski: -
Cieszę się, że wróciliśmy do ustawienia z Alanem. Trener tak zadecydował, a my odwdzięczyliśmy mu się dobrą grą za to zaufanie. Ja pięć punktów, Alan siedem, więc to na pewno dobrze wróży przed ostatnim meczem. Nie chcemy pompować balonika, ale naprawdę fajnie nam się grało i jestem zadowolony z tej współpracy. 
Mecz z Serbią dał nam trochę oddechu. Strzeliliśmy wiele goli, mieliśmy sporo okazji, mieliśmy radość z gry. Myślę, że to przełoży się na niedzielę, bo w pierwszych dwóch meczach skuteczność była na bakier. 

Jesteście faworytami do awansu, jednak pozwoliliście sobie na stratę dwóch goli w meczu z Serbami...
FK: - 
Dyplomatycznie mówiąc: byliśmy bardzo gościnni (śmiech). Trzeba jednak oddać Serbom, że strzelili ładne bramki - po naszych błędach, to prawda, ale wykorzystali swoje okazje. Nie strzelili w pierwszym, ani w drugim meczu, strzelili w trzecim - nam to nic nie zmienia. Serbowie mogli nam strzelić, ważne, żebyśmy to my zdobyli więcej bramek w niedzielę. A mówiąc poważnie na pewno szkoda tych goli, bo w defensywie w tych dwóch sytuacjach się nie popisaliśmy, ale myślę, że ciężko skoncentrować się na spotkaniu z rywalem, który ma zdecydowanie mniejsze umiejętności. Ciężko przez pełne 60 minut utrzymać koncentrację. 

Ten mecz jest dla was wartościowym materiałem do analiz?

FK: - Myślę, że nie ma sensu specjalnie analizować tego meczu. Na pewno szkoda, że nie wykorzystaliśmy większej liczby przewag, ale z drugiej strony wiemy, że Japonia będzie zupełnie innym przeciwnikiem. Fajnie, że wygraliśmy ten mecz, szacunek dla Serbów za walkę na miarę ich umiejętności. Trzeba zapomnieć o tym spotkaniu i przygotowywać się na niedzielę. 

Wspominałeś o skuteczności - ta w grach w przewagach wciąż jest jednak na słabym poziomie...

FK: - To będzie bardzo ważny moment gry z Japonią. To co decyduje w play-offach, w najważniejszych meczach, to właśnie przewagi. Musimy je zdecydowanie poprawić. Czy zdążymy? Mam nadzieję! Mamy zawodników dobrze wyszkolonych, z dobrymi umiejętnościami gry na krążku. Mam nadzieję, że to się nam poukłada, bo w spotkaniu z Ukrainą wykorzystane przewagi dałyby nam zwycięstwo w regulaminowym czasie gry. Z Japonią wykorzystywanie przewag i bronienie osłabień również mogą okazać się kluczowe. 


Jak podchodzicie do meczu z Japonią?

FK: - Do meczu z Japonią podchodzimy z zimną głową. To turniej, więc w odróżnieniu od play-offów rywal nie musi pokonać nas cztery razy; wystarczy jedna gorsza tercja i nie awansujemy. Mamy na pewno z tyłu głowy poprzednie MŚ i mecz z Rumunią, gdzie byliśmy stroną dominującą, stwarzaliśmy sobie więcej okazji, a jednak nie wygraliśmy. 

Świetnie radziłeś sobie w ataku z Alanem Łyszczarczykiem. Wyszło chyba zgranie ze wspólnej gry we Frydku?

FK: - Tak naprawdę niemalże cały sezon graliśmy razem. Trener bardzo często nas razem zestawiał w przewagach czy w grze 5 na 5. Złapaliśmy już “czucie” na lodzie, zagraliśmy też razem w Trzyńcu, razem strzeliliśmy tam bramki. Na pewno pojawiła się nić porozumienia i złapaliśmy synchron. 


W ostatnim meczu wesprze was Aron Chmielewski. To ogromna pomoc, ale też konieczność kolejnych zmian w poszczególnych formacjach...

FK: - Aron bardzo chciał tutaj przyjechać i nam pomóc. Zdobył mistrzostwo Czech i mógłby świętować złoto przez kolejne kilka dni albo tygodni, a on jednak chce przyjechać i pomóc nam, bo mu też zależy na awansie do wyższej dywizji. Za to należy mu się wielki szacunek. Wiem, że zrobi wszystko, aby było jak najlepiej. Na pewno nie będzie chciał przejąć całej gry na siebie. W meczu z Japonią nie będzie ważne czy on strzeli, czy strzeli ktoś inny tylko końcowy wynik. To, że w Estonii mieliśmy najlepszych strzelców, najlepiej punktujących… tego już nikt nie pamięta, bo nie awansowaliśmy.


Śledziłeś mecze finałowe czeskiej Extraligi?

FK: - Śledziłem, oczywiście. W trakcie ostatniego finału graliśmy mecz, ale w przerwie usłyszałem, że Trzyniec zdobył mistrzostwo. Wspierałem Arona mentalnie przez cały finał, pisałem do niego przed każdym meczem (śmiech). Co prawda zagrałem tylko trzy mecze w Ocelari, ale cieszę się, że chociaż ten jeden procent dołożyłem do tego sukcesu. Chłopaki swoją dobrą grą i ciężką pracą na pewno zasłużyli na ten sukces.


Sprawdzałeś już czy przysługuje ci medal?

FK: - Nie sprawdzałem (śmiech), ale nie oszukujmy się - taki medal nie smakuje tak, jakby mógł. Może gdybym zagrał w tych play-offach jakiś mecz (śmiech). Cieszę się, że mogłem być częścią tej drużyny, ale myślę, że są zawodnicy, którzy bardziej na ten medal zasłużyli. Ja bardzo cieszę się, że mogłem być w tej drużynie, zobaczyć jak to wygląda i pomimo mojego “starego” wieku miałem tę możliwość. To ogromny bagaż doświadczeń i super przygoda.


Jak czujesz się pod względem fizycznym?

FK: - Zmęczony jestem całym sezonem. We Frydku mieliśmy ciężką końcówkę, bo do końca szliśmy łeb w łeb z rywalami, żeby zakwalifikować się do play-offów. Z 15 meczów wygraliśmy 13. Losy play-offów rozstrzygały się w ostatnim meczu, ostatnich sekundach, więc zmęczenie na pewno było widoczne. Potem cztery-pięć tygodni bez meczów, jedynie z treningami w Trzyńcu, aby zapewnić Ocelari zaplecze i rezerwowych do pierwszej drużyny. Rytm meczowy wypadł, ale mam nadzieję, że w niedzielę to będzie dobrze funkcjonowało. Ważne, żebyśmy zdobyli więcej goli od rywali, a to czy strzeli Komorski, Łyszczarczyk czy Dziubiński czy Paś nie będzie miało znaczenia. Chcemy awansować jako drużyna.

© 2024 PlanetOfHockey.com

O nas  |  Redakcja  |  Kontakt
Powered by